Dlatego nie mówimy „Żegnaj”, tylko „Do zobaczenia i módlcie się za nas, bo my wciąż w drodze”. Spotykamy się z nadzieją tą, że Jezus Zmartwychwstały chce nas przytulić i pomóc w tej trudnej chwili, ale też i z radością, że po tamtej stronie jest życie i my tam dojdziemy – mówił brat Krzysztof Łaszuk podczas Nie zawsze mów, co wiesz, ale zawsze wiedz, co mówisz. – Klaudiusz. Niech będą błogosławieni ci, którzy – nie mając nic do powiedzenia – nic nie mówią. – James Russell Lowell. Niech język nie wyprzedza myśli. – Chilon. Niektórym ludziom język służy nie do ukrywania myśli, lecz do ukrywania tego, że nie mają żadnych Laboratorium przyszłości; Rekrutacja do szkół ponadpodstawowych 2023/2024; Start; Uczniowie. Aktualności uczniowskie; Olimpiady, konkursy, turnieje; Sukcesy i Nowa książka Remigiusza Mroza. Rodzina Monet - wszystko co musisz wiedzieć. Pokaż więcej. Książka Żegnaj, niedźwiadku autorstwa Chapman Jane, dostępna w Sklepie EMPIK.COM w cenie 22,07 zł. Przeczytaj recenzję Żegnaj, niedźwiadku. Zamów dostawę do dowolnego salonu i zapłać przy odbiorze! Informacje o CD - Maciej Kossowski - Nie Mówię Żegnaj - 13015843123 w archiwum Allegro. Data zakończenia 2023-02-08 - cena 99 zł English polski українська język Vay Tiền Nhanh Ggads. Tekst piosenki: Nie mówię: "Żegnaj", lecz: "Do widzenia" Możesz jak dawniej przychodzić tu Jeżeli wierzysz, że miłość można Ułożyć z wiatru i płatków bzu Nie, nie mówię: "Żegnaj", mówię: "Do widzenia" Ale nie wierzę, by można cofnąć czas By mogły wrócić upalne wieczory Które wonią wrzosów upijały nas Nie mówię: "Żegnaj", lecz: "Do widzenia" Możesz jak dawniej listy mi słać Układać wiersze z wyrazów barwnych Może je do mnie przyniesie wiatr Nie mówię: "Żegnaj", lecz: "Do widzenia" Ale nie wierzę, że wrócą tamte dni Że znów zaświeci w naszych dłoniach słońce I spytasz, dlaczego serce ziemi drży I spytasz, dlaczego serce ziemi drży Dodaj interpretację do tego tekstu » Historia edycji tekstu Drukuj E-mail Szczegóły Joanna Szczesio-Gawrońska Opublikowano: 13 kwietnia 2018 Odsłony: 9352 "Nawet w obliczu śmierci przyjemna jest świadomość posiadania przyjaciela" A. Exupery Są rzeczy niepojęte, które w młodzieńczym okresie nie powinny się zdarzyć, a jednak.... Tu, czas podzielony na lata, Tam chwile. Z wielkim smutkiem i żalem przyjęliśmy wiadomość o śmierci Kacpra. Dziś chcemy powiedzieć, do zobaczenia przyjacielu, kolego ze szkolnej ławy, wychowanku, nasz uczniu. 10 październik 2012r. Drogi Sebastianie,Nie rozumiem, dlaczego tak się stało. Wszystko się rozsypuje. Moje życie zaczyna tracić sens. Rodzice postanowili, że mają mnie dość. Chcą mnie wyrzucić. Nie chcą mieć ze mną do czynienia. Rozumiem ich. Kto chciałby mieć cokolwiek wspólnego z takimi osobami jak ja. Zastanawiam się tylko, dlaczego ty mnie porzuciłeś? Mówiłeś. Że mnie kochasz, a zostawiłeś samego z problemami. Mówiłeś, że wszystko przetrwamy razem, a ciebie nie ma. Mówiłeś, że nigdy mnie nie zranisz, a to uczyniłeś. Rozumiem, że jestem młodszy i to nawet dużo. Bałeś się? Sądziłeś, że to za duża różnica? Czy rozdzieliło nas to siedem lat? Przez to wszystko się rozsypało? Może bałeś się konsekwencji tego, że o wszystkim dowiedzieli się moi rodzice? To również zrozumiem, jednak, jeśli to był powód to czuję się oszukany. Składałeś tyle obietnic, a nie dotrzymałeś ani jednej. Nie ważne. Wiedz jednak, że nawet jak będziesz chciał to odkręcić to teraz już nie dasz rady. To koniec. Wyrzucony z domu nie będę miał, co ze sobą zrobić, a wtedy to skończę. Na dobre zakończę swoje cierpienie. Prawdopodobnie stanie się to zanim dotrze do ciebie ten list. To ewidentny koniec, a ten list jest ostatnim pożegnaniem. Ostatnią wiadomością. Naprawdę bardzo się cieszę, że cię poznałem i nie żałuję żadnej wspólnie spędzonej chwili, żadnego gestu. To nie ja to zakończyłem nie podając powodu, dlaczego. Żegnaj,Ciel -O-O-O-O- 14 październik 2012r.: Mężczyzna zgniótł kartkę w dłoni. List przyszedł do niego rano. Od tamtej pory bezskutecznie próbuje skontaktować się z nadawcą. Na pogniecioną kartkę spadła kropla. On płacze? To dziwne. Łzy popłynęły strumieniem. Nigdy jeszcze nie płakał. Nigdy. -O-O-O-O- „The Times” 10 październik 2012r.: „Dziś o 10:00 z Tamizy wyłowiono zwłoki chłopca. Nie miał przy sobie żadnych dokumentów. Jego wiek szacuje się na szesnaście lat. Jeśli ktokolwiek mógł go znać prosimy o informacje” Wyrzucił gazetę do kosza. Chłopak miał racje. Nie zdążył nic zrobić. Nie miał nawet szans. „Żegnaj” nie, lepiej brzmi… -…Do zobaczenia. Nieoficjalne i prywatne forum dla pracowników i klientów Biedronki Premie uznaniowe dla KS i ZKS Autor Wiadomość @Kacperos Stanowisko: kasjer Dołączył: 25 Sty 2010Posty: 294 Wysłany: 2020-01-31, 13:43 MałaAsia dobrze kminisz :D może tak docenią po ocenie rocznej ? ! _________________Nie mowie zegnaj, lecz do zobaczenia... Wyświetl posty z ostatnich: Nie możesz pisać nowych tematówNie możesz odpowiadać w tematachNie możesz zmieniać swoich postówNie możesz usuwać swoich postówNie możesz głosować w ankietachNie możesz załączać plików na tym forumNie możesz ściągać załączników na tym forum Dodaj temat do UlubionychWersja do druku Nasz: Fanpage phpBB by przemo Ostatni czas uświadamia mi coraz bardziej, że prawdziwe poznanie człowieka jest możliwe dzięki przebywaniu i spotkaniu z drugim człowiekiem, który jest odmienny od nas… inny niż my sami. Przysłowie polskie lub powiedzenie mówi, że aby poznać przyjaciela trzeba zjeść z nim beczkę soli…coś w tym jest. Moja relacja z ks. Januszem nie była przyjacielska, ale była w miarę bliska, też dlatego, że był księdzem jak i później naszym Moderatorem generalnym. Pamiętam jak będąc jeszcze na etapie przyglądania się wspólnocie patrzyłam na niego, a raczej obserwowałam go i zawsze w stosunku do innych osób był uśmiechnięty. Myślę, że wtedy obserwowaliśmy się wzajemnie, ale to czego nigdy nie można było zarzucić ks. Januszowi to jego dyspozycyjności. Pamiętam, jak niejednokrotnie odwoził mnie do domu… a mieszkam ok. 30 km od Głogowa. Później, jak już była Cichą Pracownicą Krzyża ta znajomość zmieniła formę. Ks. Janusz był przełożonym wspólnoty w Głogowie, moderatorem na kraj, więc zawsze z wielkim szacunkiem patrzyłam na niego. Na początku oboje wiedzieliśmy, że będzie nam trudniej współpracować z sobą, bo ks. Janusz był typem człowieka, który wiele rzeczy robił na ostatnią chwilę a ja lubię mieć zaplanowane. On sam jednego razu, jak odwoził mnie do domu, powiedział, że będzie nam się trudno współpracowało, bo jesteśmy różni. Fakt, nie było łatwo, ale powiem Wam, że z czasem, jak już znaliśmy swoje sposoby pracy dogadywaliśmy się i nawet nam to wychodziło. Mówi się, że człowieka poznaje się całe życie i taka jest prawda. Każdy z nas ma swój etapy w życiu i każdy na tych etapach jest inny. Ponadto zmieniamy się, dojrzewamy i nigdy nie możemy powiedzieć, że znamy kogoś na 100%, bo sami nie możemy tak powiedzieć o sobie. Nigdy nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jak się zachowamy w danej sytuacji czy w danym momencie. Dlatego im dłużej byłam we wspólnocie tym bardziej odkrywałam ks. Janusza nie tylko jako kapłana, ale też jako człowieka. To, co zawsze mnie w nim ujmowało, to ta łatwość w podejściu do osób, których nie zna. Ta jego otwartość była godna naśladowania, ale też wiem, że miał ją od Boga. Im bliżej jest się Boga, tym bardziej jest się otwartym na drugiego człowieka. Ks. Janusz taki był. Zmiana, którą udało mi się zaobserwować i nie tylko mi, był moment, w którym ks. Janusz po raz pierwszy został wybrany na Moderatora Generalnego. Zmienił się. Nabrał takiego wewnętrznego ducha, czuło się, że został odmieniony przez Boga i łaskę związaną z nową rolą. Jego sposób mówienia, działania, czasami walki o to, co dobre dla całego stowarzyszenia, walki o drugiego człowieka…to były rzeczy, którymi żył, z którymi się mierzył, ale też które oddawał w ręce Maryi. Niejednokrotnie rozmawiałam z nim w cztery oczy i widziałam, jak się zmienia z czasem…te rozmowy były inne niż kiedyś… Bardzo sobie ceniłam w nim to, jak właśnie z wielką troską podchodził do każdego bez wyjątku. Ile serca wkładał w utrzymywanie relacji z ludźmi pomimo tego, że wyjechał do Rzymu i tam zamieszkał. Myślę, że nikt nie czuł się opuszczony przez niego. Te jego telefony w niedzielne przedpołudnia, zawsze z życzeniami okolicznościowymi czy częste wiadomości na WhatsAppie wraz z zapewnieniem o modlitwie… które w moim przypadku przychodziły zawsze w momencie, kiedy tej modlitwy potrzebowałam. Pamiętam jak wiele go kosztowało przyjęcie reelekcji na kolejne 6 lat bycia Moderatorem Generalnym…byłam świadkiem, bo uczestniczyłam osobiście w wyborach w Valleluogo…, ale później też pełną pokory odpowiedź – przyjmuję i ufam i zawierzam Maryi Niepokalanej… Te ostatnie 2 lata życia ks. Janusza to dla mnie był czas, w którym jeszcze bliżej poznałam go, nie tylko jako mojego Moderatora Generalnego, ale jako współbrata. Bardzo często rozmawialiśmy przez telefon, choć nie ukrywam, że każda taka rozmowa była dla mnie, pomimo wszystko związana ze stresem…i dziś jak sobie to wspominam, to zastanawiam się, skąd brał się ten stres…Może z faktu, że jednak miałam w głowie to, że rozmawiam właśnie z Moderatorem generalnym, moim przełożonym… Jeszcze dwa lata temu pomagałam mu w jednej rzeczy, przez cały rok i tak naprawdę to ten fakt, otworzył nas w jakiś sposób na siebie… czułam, że ta nasza relacja ponownie się zmienia. Nabiera innego kształtu… No i ten ostatni czas…jeszcze w sierpniu dzwonił i chciał przyjechać, odwiedzić mnie, ale wiedział, że pandemia jest pandemią i nie możemy narażać ani mnie, ani moich rodziców… uszanował to, ale kontakt z ks. Januszem miałam do roku, do godziny kiedy to po raz ostatni nagrał mi się na WhatsAppie i dla mnie to było pożegnanie wypowiedziane z wielkim trudem… Słuchając ostatnio tych słów, wiem, że tak było – to było pożegnanie ze mną, rozpoczęte od słów „Droga Beato” a Ci nas znają wiedzą, że tak się do mnie nie zwracał na co dzień … jego słowa były słowami, takiej totalnej jedności z Bogiem. On już nie myślał o sobie…ks. Janusz w tym swoim największym cierpieniu i zjednoczeniu z Chrystusem cierpiącym myślał o innych… Tyle osób modliło się… a ks. Janusz te wszystkie modlitwy właśnie przekierował za tych, za których nikt się nie modli, a którym te modlitwy były i są potrzebne…To była jego wielkość…i choć do końca miał nadzieję, że „a może jednak” to już przeczuwał, że to jest ostatnia prosta przez spotkaniem z Panem. To właśnie od tego dnia zaczęłam się modlić tylko i wyłącznie o wypełnienie woli Bożej… Odszedł do domu Ojca czyli 5 dni po ostatniej wiadomości do mnie… Jestem wdzięczna ks. Januszowi za to, że zawsze był blisko mnie i wiem, że nadal będzie. Może przyjaciółmi nie byliśmy, ale na pewno był moim współbratem i wierzę, że będzie czuwał nade mną, ale też nad całym stowarzyszeniem i że będzie nas wspierał. A kiedyś… zobaczymy się tam… w niebie…przed Panem… Dziękuję Ks. Januszu za wszystko. Do zobaczenia w NIEBIE! Nawigacja wpisu

nie mowie zegnaj lecz do zobaczenia